Ileś lat temu miałam czas namiętnego oglądania (i czytania) kryminałów, najlepsze były ekranizacje Mankella. Lubowałam się w tym, zwłaszcza, że sposób myślenia głównego bohatera (przedstawionego od wieku lat 55+) był niemal tożsamy z moim własnym. Mankell ku mej rozpaczy skończył się, co było jak rozstanie z bratnią duszą, z którą znasz się, jak z nikim innym. Zaczęłam na pocieszenie oglądać pewną polską produkcję, z młodą aktorką, której twarz mnie zafascynowała.
Wtręt: dla wielu osób pozytywne myślenie, jak i karmienie oczu i uszu odpowiednio harmonijną strawą jest niezwykle ważne. Dla mnie także. Mało kto jednak zauważa, że dla osób straumatyzowanych, takie "negatywne" formy (m.in. filmowe), potrafią być przez jakiś czas pomocne. Poruszają to, co na co dzień zamurowane, schowane głęboko "z tyłu głowy". Konfrontacja i często jakaś forma wyzwolenia od ciężaru traumy, dokonuje się poprzez sztukę filmową; podobnie, jak bardzo smutne utwory wcale nie dołują - jak to się powszechnie uznawało - jeszcze bardziej. Są katalizatorami, i to - w moim odczuciu - całkiem ..higienicznymi. To także funkcjonuje, jak wspinanie się po schodach. Jeśli jesteś u podnóża, nie wskoczysz na najwyższy, wydający się z tej perspektywy sięgać Nieba, schodek. Ale na pierwszy się wdrapiesz, odsapniesz i możesz wejść na kolejny.
Więc oglądałam serię kryminałów z Justyną Schneider, przyzwyczaiłam się, a seria się skończyła. Jakoś mi było tęskno za mimiką tej aktorki, gdzieś mignęła mi podobna. Być może pierwszy raz zobaczyłam ją na ekranie, a może w piśmie czytanym w moim ukochanym Kłodzku (a tam wszystko, co mnie cieszy, cieszy mnie 3 razy bardziej :) ). W każdym bądź razie znów oglądałam jakiś serial, tym razem nie kryminał, a obyczajowy, zabawny (czy to nie postęp?). Zadałam sobie pytanie, co właściwie mnie tak ujęło? I spłynęło olśnienie: uśmiech aktorki! Naprawdę! W czołówce serialu jest właśnie on, uśmiech, taki dziecięco promienny! Ale czemu akurat to, czemu ten element? Informacja przypłynęła chyba z każdej komórki mego ciała: bo Ty też się tak kiedyś uśmiechałaś.. Pamiętam, że jeszcze w liceum dostałam komplement o uśmiechu od koleżanki, no tak, pomyślałam, że jest po prostu miła. Nie wzięłam komplementu "ze sobą", a jednak teraz umysł podrzucił ten fakt do (ś)wiadomości.. I do tego naprawdę poczułam w sobie, że ta energia uśmiechu, że to o mnie, to prawda. To było w czasie, gdy z grubsza pożegnałam kilkunastoletnią łunę depresji. Wycięłam z gazety fotę aktorki i powiesiłam w ramce, by przypominała mi o Uśmiechu. Przełamanie się było dla mnie wyzwaniem także ze względu na wybrakowane na zębach szkliwo (nie przez sposób żywienia, lecz w związku z pewną jednostką chorobową, o której nie warto wspominać). Wiadomo, że na zęby zwraca się uwagę, w czasach wybielania zwłaszcza. Byłam jednak niezłomna, i odblokowałam Uśmiech. Poprzednim etapem było odważanie się patrzeć- na twarz, w oczy; w depresji człowiek potrafi się skurczyć. I tkwić w swej twierdzy samotnej, do tego osaczonej, gdy wszędzie "obcy". Teraz obcy ludzie odwzajemniali mój Uśmiech, aktywowany tak zręcznie za pośrednictwem aktorki. Czytałam fascynujące wywiady z Nią - o tym, jak na potrzeby roli, uczyła się francuskiego, organizując sobie lekcje.. na basenie. Później sama uczyłam się angielskiego na lekcjach akademickiej neurobiologii, przez fascynację i zaciekawienie..
Niedawno zmieniałam obrazki na ścianie, ale Uśmiech zostawiłam. Seriali nie oglądam, pism nie nabywam, a jednak znów zobaczyłam Właścicielkę Uśmiechu. To Joanna Kulig, właśnie zostawiła odcisk rąk w canneńskiej Alei Gwiazd <3 .
Komentarze
Prześlij komentarz