Kompulsja miewa różne oblicza, fazy i znaczenie. Czasami jest to już "tylko i aż" prośba, byś pokochał siebie w niedoskonałości, w obliczu tych nieprawidłowych, raniących zachowań. Jest jak apel, byś siebie pokochał w każdej odsłonie, w każdym aspekcie. Także w tym - a właściwie zwłaszcza - w którym wydajesz się sobie tego niegodnym. Bo właśnie wtedy potrzebujesz tę część siebie miłością obdarować.
Miłość w swej naturze jest bezwarunkowa i szczodra. Jest też nielimitowana, nieograniczona. Miłość nie wyklucza.
Miłość Cię nie odrzuca. Jesteś Nią w swej Istocie, Świętym Boskim Rdzeniu. Gdy pozwolimy sobie na takie spojrzenie, rozpuszczają się powody, dla których kompulsja miała istnienie. Ale też nie można tego użyć jako trik, skrót do uwolnienia się. Inaczej mówiąc - jako podstęp/fortel w drodze "do celu". Nie, tu potrzebne jest głębokie zrozumienie, że to wszystko wydarza się dla rozpoznania jeszcze bardziej/ objęcia jeszcze szerzej siebie Miłością. To nie jest gonitwa za celem, za efektem - by pozbyć się niewygodnych zachowań. To tak nie działa, może na chwilę, by potem wrócić boleśnie. To zawezwanie do autentycznego przyjęcia siebie dokładnie teraz; dokładnie takim/ taką jakim jesteś. Przyjęcie siebie z Miłością. Objęcie, rozpoznanie Jej także tutaj, w tym momencie/ aspekcie jako Twej (i mojej tak samo) natury. Stawienie się, Obecność w tej autentyczności, jaką w danej chwili przejawiasz. Bycie ze sobą - w trakcie burzy czy przed nią, czy po - bezwarunkowo.
Komentarze
Prześlij komentarz