Jeśli każdy ma w sobie Wewnętrznego Nauczyciela, to czy warto angażować się w spotkania czy kursy, oferowane przez inspirujących coachów, mentorów duchowych, itd? Odpowiedź dotyczy Nauczycieli, którzy nauczają tego, czego nie tylko dowiedzieli się lecz doświadczyli w swym życiu, praktykują to. Warto zaznaczyć, że niektórzy nie wychodzą od wiedzy, a od obserwacji własnych doświadczeń; inni po prostu przeżyli "ten moment", głęboki wgląd w dotychczasowe życie i stamtąd wiedzieli już, w jakim kierunku się udać ( czy to ku praktyce jogi, czy nauce bioterapii itd.). Więc mimo, że nic i nikt nie zastąpi Ci wewnętrznego Przewodnika (a jeśli tak twierdzi, to zwiewaj! ;) ), przychodzi zazwyczaj moment, gdy zgłębianiu Prawdy sprzyja kontakt z kimś, kto ucieleśnia jakości ku którym jesteś prowadzony. Dla mnie to jest najczystszą przyczyną potrzeby takich kontaktów, a narzędzia są czymś wtórnym, drugorzędnym- co absolutnie nie oznacza, że nieposzanowanym :). Przykładowo: aby przyjąć daną informację, mogę wejść do Kronik Akaszy, poczuć czyjąś aurę, obserwować pracę czakramów, użyć kart anielskich, przygotować i zinterpretować sen, itd. Mogę odłożyć karty na pół roku i najlepsze efekty zyskiwać dzięki 10 minutom w ciszy spokojnego umysłu. Te narzędzia, modalności są właśnie tym- kluczem, nie celem/ istotą działania. Jak wspomniałam, dobry Nauczyciel ucieleśnia jakości, których naucza i mając z nim kontakt, otrzymujesz ich energetyczny/ wibracyjny wzór . Poznajesz to, oswajasz się z tym na poziomie energetyczno- komórkowym ciała. To dodatkowy atut, ponieważ świadomy umysł, który wie i wybiera, zostanie wsparty poprzez to, co przyjmowane przez mózg jako "czucie". Dzięki temu i wiesz, i czujesz- a zatem- łatwiej Ci przyjąć, niejako odwzorować te wartości w życiu.
Dekalog Twardzielki.. Gdy dotarł do mnie w rozmowie z inną Kobietą (💞😘- to dla Ciebie ! ) taki po prostu gotowiec, wyświechtany zużyciem, z wyliniałymi od tych samych emocji ścieżkami, byłam zdziwiona oczywistością jego precyzji. I tym, jak zabójczy potrafi być dla Wyznawcy. I tym, że jeszcze nie tak dawno ja też trzymałam się go siłą strachu i braku zaufania do życia. Cień smutku smagnął moją Duszę, bo tak bardzo chciałabym móc przekazać, jakie to zbędne, obłędne i dewastujące! W takim momencie zwracam się ku własnemu doświadczeniu- czy można powiedzieć, że coś było zbędne? Czy to w ogóle ważne, pomocne? Ważniejsze zdaje mi się to, by być gotowym na zmianę. By tak bardzo jej pragnąć, że pomimo lęku, wejdziemy na tę inną, nieznaną ścieżkę. Nawet nie do końca ufając tym, którzy zdają się mówić: "chodź do nas, zobacz, jesteśmy tu szczęśliwsi !".. Gdy poczujemy, że właściwie jeździmy po rondzie, nigdzie dalej, jeno w kółko. I że jest nam cholernie niedobrze. Wtedy nie czekajmy...
Komentarze
Prześlij komentarz