Ja się nie boję, ja praktykuję- mogę ze śmiechem zakrzyknąć! Ale Ty.. staczasz myślowe bitwy. Boisz się, że jeśli bedziesz dostrzegać to, co dobre, to wylogujesz się z tzw. rzeczywistości i odlecisz na pistacjową chmurkę. Moja wizja jest taka, że jest dużo dobrego do zauważenia i zasługujesz na to dobro, tak jak każdy :) . I może nie będziesz długo stał, grzebiąc patykiem w gówienku, jeśli Ci opowiem, jakie to zwyczajne.. w praktyce.
Wychodzisz więc na spacer, obojętnie, jakie myśli, emocje i zdarzenia przed chwilą Cię zajmowały, wychodzisz. Najpierw rejestrujesz, że oddychasz, potem patrzysz na niebo, zieleń, albo najpierw niebo, potem oddech- zależy, co przychodzi Ci łatwiej. Ja się w ogóle cieszę i rozkoszuję samym chodzeniem, zawsze lubiłam, a rok temu kończyło się moje kilkumiesięczne kulawienie, wcześniej jeszcze miesiącami nie mogłam stanąć na najmniejszym choćby ziarenku, włożenie butów innych niż amortyzujące, szerokie, na zamek nie było możliwe. Więc mam dobrze, czuję się bogato ;) ! Idę, niebo jest, ciekawam chmur, obrazów, po drodze też ludzie, oczy, uśmiechy, psy cieszące się-podobnie jak ja- całym ciałem.. Czasem nie jest od razu lekko i entuzjastycznie, trzeba wyplątać się ze smutkująco- panikujących myśli nabytych w bezpośrednim kontakcie z wyzwaniem/ problemem, zażytym przed spacerem lub uzyskanym dzięki odebraniu nań telefonu. Czy to wartościowe pozbywać się myśli o problemie? Moja odpowiedź jest na tak, bo jeśli tylko uspokoję oddech, wypatrzę błękit z chmur i napasę wstępnie zmysły, będę w stanie spojrzeć na te sprawy z szerszej perspektywy i znaleźć nowe rozwiązania lub pogodzić się, że taki jest chwilowy stan rzeczy. To wielka moc! Jeśli nadal obawiasz się, że cała ta wdzięczność i cieszenie się choćby skrawkiem nieba może działać ogłupiająco, czyniąc niewrażliwym na real, to pocieszam-w takim stanie ducha nie musisz omijać rannego ptaka lub radośnie pomykając, nie sprawdzić "poimprezowego pacjenta" leżącego za krzakiem.Może nawet wręcz przeciwnie, nie wiem- sprawdź 😜 CHCESZ/ MOŻESZ?
Dekalog Twardzielki.. Gdy dotarł do mnie w rozmowie z inną Kobietą (💞😘- to dla Ciebie ! ) taki po prostu gotowiec, wyświechtany zużyciem, z wyliniałymi od tych samych emocji ścieżkami, byłam zdziwiona oczywistością jego precyzji. I tym, jak zabójczy potrafi być dla Wyznawcy. I tym, że jeszcze nie tak dawno ja też trzymałam się go siłą strachu i braku zaufania do życia. Cień smutku smagnął moją Duszę, bo tak bardzo chciałabym móc przekazać, jakie to zbędne, obłędne i dewastujące! W takim momencie zwracam się ku własnemu doświadczeniu- czy można powiedzieć, że coś było zbędne? Czy to w ogóle ważne, pomocne? Ważniejsze zdaje mi się to, by być gotowym na zmianę. By tak bardzo jej pragnąć, że pomimo lęku, wejdziemy na tę inną, nieznaną ścieżkę. Nawet nie do końca ufając tym, którzy zdają się mówić: "chodź do nas, zobacz, jesteśmy tu szczęśliwsi !".. Gdy poczujemy, że właściwie jeździmy po rondzie, nigdzie dalej, jeno w kółko. I że jest nam cholernie niedobrze. Wtedy nie czekajmy...
Komentarze
Prześlij komentarz